Kawałek dalej rozlewa się zielona plama ogórków zwykłych i japońskich, urozmaicona czerwienią i żółcią papryki. Na kolejnym stole wyrasta pole sałaty we wszelkiej odmianie, pietruszki i szczypiorku zawsze w czułym
uścisku; tuż obok usadowiły się kalafiory i kapusty. Ciekawe, jakie rozmowy prowadzi się na tym straganie.
Prawdziwa feeria barw wybucha jednak dopiero na półkach opatrzonych hasłem `produtos higienizados´. Krojone, poszatkowane i tarte owoce i warzywa, sterylnie
czyste i zapakowane, tylko czekają na tych, którzy zechcą w pośpiechu przyrządzić swój posiłek, nie tracąc czasu na pracochłonne mycie, obieranie i rozdrabnianie.
Trójkolorowe krążki papryki, pestkowane wnętrze owocu namiętności (jak Anglicy nazywają marakuję), pomarańczowo-żółto-zielona mozaika mieszanki warzywnej — to wszystko niemal przypomina wielki plakat z napisem `Zjedz mnie´. Tu, w Sacolão do Sabão, czuję się jak Alicja w Krainie Owocowo-Warzywnych Czarów.
czwartek, 16 lipca 2009
W Krainie Owocowo-Warzywnych Czarów
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz