czwartek, 16 lipca 2009

W Krainie Owocowo-Warzywnych Czarów

Wizyta na targu owocowym Sacolão, którego nazwa pochodzi od dużej torby na zakupy, zawsze wprawia mnie w dobry nastrój. Ta wspaniała obfitość kolorów, zapachów i faktur! Doskonale kobiece kształty papai, ociężały urok mango, krągłość marakui, nieco nieprzystępna chropowatość ananasa, przytłaczająca wielkość owocu jaca. Nic tylko cieszyć oko i podniebienie.



Kawałek dalej rozlewa się zielona plama ogórków zwykłych i japońskich, urozmaicona czerwienią i żółcią papryki. Na kolejnym stole wyrasta pole sałaty we wszelkiej odmianie, pietruszki i szczypiorku zawsze w czułym uścisku; tuż obok usadowiły się kalafiory i kapusty. Ciekawe, jakie rozmowy prowadzi się na tym straganie.

Prawdziwa feeria barw wybucha jednak dopiero na półkach opatrzonych hasłem `produtos higienizados´. Krojone, poszatkowane i tarte owoce i warzywa, sterylnie czyste i zapakowane, tylko czekają na tych, którzy zechcą w pośpiechu przyrządzić swój posiłek, nie tracąc czasu na pracochłonne mycie, obieranie i rozdrabnianie.

Trójkolorowe krążki papryki, pestkowane wnętrze owocu namiętności (jak Anglicy nazywają marakuję), pomarańczowo-żółto-zielona mozaika mieszanki warzywnej — to wszystko niemal przypomina wielki plakat z napisem `Zjedz mnie´. Tu, w Sacolão do Sabão, czuję się jak Alicja w Krainie Owocowo-Warzywnych Czarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz