niedziela, 19 lipca 2009

Niezapomniany smak kosza na śmieci

Sobotnia wizyta u znajomych to moje pierwsze spotkanie z kuchnią Minas Gerais. Pani domu, dona Cristine, przygotowała przysmaki ze swego rodzinnego stanu. Na przystawkę, ser bawoli faszerowany oliwkami i obficie posypany ziołami. Niewielkie serowe kulki rozpływają się w ustach, a jeszcze lepiej smakują popijane słodkim czerwonym winem, podanym przez gospodarza, João.

Gdy tak zajadamy się tymi delicjami, na stół wjeżdżają kolejne dania: tradycyjny ryż, sałatka z kolorowym makaronem, fasola z kawałkami kiełbasy oraz feijão tropeiro, przepyszna fasola z farofą (rodzajem prażonej mączki z manioku), pietruszką, chrupiącym bekonem i Bóg wie, czym jeszcze. Do tego pieczeń nadziewana linguiçą (rodzaj kiełbasy). Obfitość potraw sprawia, że nawet niewielkie porcje każdego dania nałożone na talerz, dają w sumie ogromną ilość jedzenia. A ja wciąż jeszcze mam w pamięci piekielnie dobre rodizio!

Po posiłku wypijamy sok owocowy. Jak mówi João, cała tajemnica smaku tkwi w starannie wyważonych proporcjach soku ananasowego z marakują. Rzeczywiście, cierpkość tej ostatniej przełamana słodyczą ananasa, dała mieszankę o intensywnym kolorze i bukiecie (tak, w kwestii soków czuję się już niemal ekspertem równym znawcy win). Gdy tak delektujemy się tym boskim nektarem, pani domu zapowiada deser-niespodziankę. Zanim odgadniemy jego recepturę, poznajemy jego intrygującą nazwę: lata de lixo (`kosz na śmieci´). Niepotrzebnie się jednak martwimy — dona Cristine jest bowiem niezrównaną mistrzynią w dziedzinie słodkości. Zatem przed nami pojawiają się ni mniej, ni więcej, tylko czekoladowe koszyczki nadziewane kremami z limonki, kokosa, truskawki i kilku innych owoców. Ojoj! Oczy mówią: Taaaak!, ale żołądek radzi zachować umiar. Niestety… Wobec takiej pokusy nie można pozostać obojętnym. Kolejne latas de lixo znikają więc z talerza, zmieniając nasze brzuchy w niemały śmietnik.

Teraz już się nie dziwię, dlaczego Brazylia to nie tylko kraj znanych z folderów biur podróży smukłych, operacyjnie poprawionych piękności i gibkich, umięśnionych Latynosów z Copacabany, ale także — a może przede wszystkim — szczęśliwych, choć nieco przy tuszy, doskonale przeciętnych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz