Choć mecz rozpoczął się dopiero o 21.30, już od 17.00 trwały przygotowania do tego wydarzenia. Ulicami co chwila mknęły samochody i motocykle z powiewającymi sztandarami w klubowych barwach. Znajomi gromadzili się przy grillu, w restauracjach i barach, aby wspólnie przeżywać triumf swojego ukochanego teamu, bo nikt tutaj nie dopuszczał porażki, zwłaszcza że przeciwnicy musieliby uzyskać dwubramkową przewagę, aby odebrać tytuł mistrzowski drużynie z São Paulo.
Uliczny sprzedawcy (tym razem ci `stacjonarni´) także przygotowali się do tego sportowego święta, wystawiając stragany z koszulkami i flagami, aby spóźnialscy mogli jeszcze zaopatrzyć się w niezbędne akcesoria kibica.
Gdy Koryntianie strzelili swojego pierwszego gola, w górę wystrzeliły fajerwerki i rozległy się donośne wybuchy radości. Kilka minut później sytuacja się powtórzyła i nowa fala sztucznych ogni zalała niebo.
Choć druga połowa meczu przyniosła dwie bramki zespołowi gaúchos, nikt nie miał wątpliwości, że oto za chwilę Corinthians zatriumfują w roli mistrzów i zdobywców Pucharu Brazylii. Kibice, rozgrzani sukcesem swoich ulubieńców, a także - jak mniemam – sporą ilością piwa i cachaçy, jeszcze długo nie pozwalali miastu spokojnie zasnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz