Kiedy mały gekon wylądował (dosłownie!) na moim łóżku, myślałam, że to wielki i paskudny latający karaluch. Na szczęście te ostatnie wciąż jeszcze przygotowują się gdzieś do nadejścia lata i jeszcze nie nękają ludzi swym okropnym karaluszym jestestwem. A gekoniki są taaakie kochaaane, jak by powiedziała moja koleżanka Agata.
Zwiedzanie pod łóżkiem…
I jeszcze jedna fotka (bo tak się trudno rozstać…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz