poniedziałek, 12 października 2009

Oktoberfest

Blumenau, poniedziałkowe przedpołudnie. W pierwszy weekend października rozpoczęło się tu drugie co do wielkości na świecie — ustępujące jedynie oryginalnego monachijskiemu — święto piwa i muzyki, popularny Oktoberfest.

Miasteczko w stylu niemieckim,Vila Germânica, jest już otwarte, ale próżno tu szukać festiwalowych gości. Niedzielne zabawy skończyły się późno w nocy, a kolejne atrakcje przygotowano dopiero na godzinę 18. Na szczęście business is business i pamiątkarskie sklepiki od rana czekają na klientów. Zaopatrujemy się zatem w niezbędne akcesoria: koszulki, kapelusze (dla panów), kwietny wianek (dla mnie), breloczki i, co najważniejsze, odporne na urazy i zgubienie aluminiowe kufle na smyczy — obowiązkowy atrybut prawdziwego piwosza. Tak wyposażeni, choć pora to wczesna, możemy rozpocząć świętowanie.

W porze lunchu udajemy się do restauracji Wunderbier. Ku naszemu zadowoleniu działa ona na zasadzie bufetu — płacisz raz i do woli możesz zajadać się serwowanymi daniami. A w menu prawdziwa uczta w stylu niemieckim: pieczenie, golonka, kiszona kapusta, Kartoffelnsalat w dwóch odsłonach, marmolada jabłkowa i wiele, wiele więcej. Do tego desery i rozmaite trunki. Za jedyne 25 reali życie potrafi być piękne!
Po posiłku ustawiam zachwyconych panów do zdjęcia z uroczą kelnerką w stroju ludowym. To co najbardziej rzuca się w oczy w tej części Brazylii, to właśnie europejska uroda mieszkańców. Nic dziwnego zatem, że jeden z moich towarzyszy podróży z miejsca zakochuje się w napotkanej w czasie zakupów lokalnej piękności.
Tych kilka godzin od przyjazdu upływa nam zatem szybko i w atmosferze dobrej zabawy. O szóstej po południu wreszcie możemy przestąpić próg piwnej świątyni. Nabożnie zajmujemy więc miejsce w głównej nawie, to znaczy, przy głównej ławie, blisko sceny, na której próbę już rozpoczęła miejscowa kapela. Powoli zaczynają też napływać inni goście, już to w kompletnych strojach bawarskich, już to w przypisanych zgodnie z płcią nakryciach głowy; otwierają się piwne ogródki. Po chwili na parkiet wychodzą pojedyncze pary tancerzy, wśród których dostrzegamy prawdziwych mistrzów. Ich pasja i figlarne podejście do tańca sprawiają, że nagradzamy ich gromkimi brawami. Generalnie jednak, pierwszy oktoberfestowy wieczór upływa nam leniwie jako rozgrzewka przed właściwym, wtorkowym świętowaniem. Choć początkowo wszystko zapowiada się podobnie, to już wkrótce Vila Germânica wypełnia się po brzegi kolorowym i rozbawionym tłumem. Lokalne kapele ludowe i zaproszone nawet z Niemiec zespoły prześcigają się w organizacji zabaw dla publiczności, a zmęczeni goście karnie ustawiają się w kolejkach po faszerowaną przepiórkę i pieczone ziemniaki, aby podreperować nadwątlone hulankami siły.
Ta noc rzeczywiście przypomina tę bawarską, choć znaną nam jedynie z telewizyjnych migawek. Szkoda, że wszystko, co dobre, szybko się kończy i kilkanaście kufli piwa później udajemy się na wypoczynek, by następnego dnia wyruszyć w drogę powrotną, zostawiając za sobą europejskie krajobrazy Santa Catariny i — ku rozpaczy męskiej części wyprawy — piękność ze sklepu z pamiątkami.

2 komentarze:

  1. ooo, widze Franziskaner Weissbier - oryginalne monachijskie ;) próbowałem go, gdzieżby indziej niż w Bawarii ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No zawsze mozna w Blumenau;) Albo w São Paulo w barze u Niemca;)

    OdpowiedzUsuń