sobota, 31 października 2009

W sercu São Paulo

Nawet tak nowoczesne miasta jak São Paulo mają swoje Starówki. Otoczone drapaczami chmur, cichutko przyczajone i czekające na zagubionych w miejskiej dżungli turystów. Serce tej brazylijskiej metropolii bije na Placu Katedralnym (Praça da Sé). Nie tylko zresztą dlatego, że jest to historycznie najstarsza część miasta. Od tego bowiem miejsca mierzone są drogowe odległości od poszczególnych miast kraju.

Najważniejszą budowlą na Placu Katedralnym jest, jak sama nazwa wskazuje, usytuowana na końcu przepięknej alei palmowej, Katedra Metropolitarna (Catedral Metropolitana de São Paulo lub Catedral da Sé). Jej początki sięgają roku 1589, kiedy to rozpoczęła się budowa głównego kościoła w niewielkiej wówczas osadzie, jaką była dzisiejsza metropolia. Burzliwe dzieje tego miejsca naznaczone są kilkoma rozbiórkami. Obecny neogotycki kształt został nadany katedrze w roku 1967, kiedy to zakończyła się trwająca od ponad pół wieku budowa nowego kościoła. Konsekracji dokonano kilkanaście lat wcześniej (katedra nie miała wówczas jeszcze wież) w czterechsetne urodziny miasta.

Oprócz interesujących dekoracji wnętrz przedstawiających charakterystyczne dla Brazylii motywy roślinne i zwierzęce,ważną część budowli stanowi wykładana marmurem krypta, mieszcząca doczesne szczątki wielu zasłużonych dla São Paulo i całego kraju postaci, w tym Dioga Antônia Feijó, zwanego Ojcem lub Regentem Feijó, w latach 1835-37 rządzącego krajem w imieniu nieletniego Dom Pedra II, oraz kacyka Tibiriçá, pierwszego Indianina nawróconego na katolicyzm i ochrzczonego przez ojca José de Anchieta, jednego z założycieli miasta.


piątek, 30 października 2009

Mary przyjdzie po ciebie...


W związku z pytaniem Roba, o co chodzi, wyjaśniam:
W tak oryginalny sposób obchodzimy w Wizardzie Halloween. Strach korzystać z toalety:) Zresztą cała szkoła przypomina miejsce jak z horroru. Po podłodze pełzają pająki i przechadzają się czerwonookie szczury (spokojnie, wizyta Sanepidu nie jest potrzebna!). Gdzieniegdzie poniewierają się ludzkie szczątki. Skąpane we krwi czaszki „zdobią” zaś wejście do budynku. Tylko patrzeć, aż korytarze zaroją się od duchów, upiorów i wampirów. Hmmm…

czwartek, 29 października 2009

Podpatrywanie natury

Podróż do amazońskiej dżungli pewnie jeszcze długo, jeśli nie na zawsze, pozostanie tylko moim marzeniem. Jednak podczas swoich wypraw do Brazylii kilkakrotnie udało mi się podpatrzeć egzotyczną dla mnie naturę: gekona na garażowej ścianie, zieloną papugę pałaszującą z apetytem owoce, tukana w locie.

Wciąż jednak pozostawał mi niedosyt, dlatego w ubiegłą niedzielę wybrałam się do paulistańskiego Zoo, aby poznać te gatunki zwierząt, o których do tej pory jedynie czytałam i które widziałam na zdjęciach. I choć niejednemu ogród zoologiczny kojarzy się z niewolą i cierpieniem zwierzyny w klatkach, to Zoo w São Paulo jest dobrym przykładem na to, jak sztuczne uczynić naturalnym. Zlokalizowane na 824.529 m² oryginalnego lasu atlantyckiego, niejednokrotnie odtwarza naturalne warunki życia poszczególnych gatunków.

Nic dziwnego więc, że miejsce to cieszy się ogromną popularnością spacerowiczów i zawsze wypełnione jest tłumem odwiedzających. Dość powiedzieć, że na terenie parku mieszczą się dwa ogromne bary szybkiej obsługi, a ich klienci rozsiadają się nie tylko w przyrestauracyjnych ogródkach, ale także na wszelkich dostępnych ławkach i murkach.

A oto jakie gatunki ssaków, ptaków i gadów udało mi się uchwycić aparatem:


Czepiak czarny


Kajman żakare


Jaguar


Tukan wielki


Marmozeta lwia


Ararauna

GALERIA FOTOGRAFII

czwartek, 15 października 2009

Tydzień Dziecka

Choć w Brazylii Dzień Dziecka obchodzono 12 października, to my w Wizardzie rozpoczęliśmy świętowanie już z początkiem miesiąca, podczas Tygodnia Dziecka.

Oprócz dobrej zabawy, naszym celem było zebranie darów rzeczowych dla placówek dziecięcych mieszczących się w naszej dzielnicy. W związku z tym ustanowiliśmy każdy dzień tygodnia dniem określonego produktu spożywczego, a zadaniem uczniów było przyniesienie ryżu, makaronu, mleka w proszku itp. Za każdy kilogram lub paczkę klasa otrzymywała 10 punktów. Codziennie można też było przynosić zabawki, warte odpowiednio 20 punktów za rzecz nową i 10 za używaną.

Aby uatrakcyjnić całe przedsięwzięcie w odpowiednich dniach wszystkich, łącznie z kadrą pedagogiczną, obowiązywały — wliczane do punktacji generalnej — nakrycia głowy, maski lub piżamy. Na tym jednak nie koniec. Każda grupa musiała także wziąć udział w konkurencjach sprawnościowych, między innymi wyścigu w workach i tańcu z krzesełkami. Wszystkie te zabiegi miały na celu wyłonienie zwycięzców, którzy w nagrodę zaniosą zebrane dary do wybranych placówek.

poniedziałek, 12 października 2009

Oktoberfest

Blumenau, poniedziałkowe przedpołudnie. W pierwszy weekend października rozpoczęło się tu drugie co do wielkości na świecie — ustępujące jedynie oryginalnego monachijskiemu — święto piwa i muzyki, popularny Oktoberfest.

Miasteczko w stylu niemieckim,Vila Germânica, jest już otwarte, ale próżno tu szukać festiwalowych gości. Niedzielne zabawy skończyły się późno w nocy, a kolejne atrakcje przygotowano dopiero na godzinę 18. Na szczęście business is business i pamiątkarskie sklepiki od rana czekają na klientów. Zaopatrujemy się zatem w niezbędne akcesoria: koszulki, kapelusze (dla panów), kwietny wianek (dla mnie), breloczki i, co najważniejsze, odporne na urazy i zgubienie aluminiowe kufle na smyczy — obowiązkowy atrybut prawdziwego piwosza. Tak wyposażeni, choć pora to wczesna, możemy rozpocząć świętowanie.

W porze lunchu udajemy się do restauracji Wunderbier. Ku naszemu zadowoleniu działa ona na zasadzie bufetu — płacisz raz i do woli możesz zajadać się serwowanymi daniami. A w menu prawdziwa uczta w stylu niemieckim: pieczenie, golonka, kiszona kapusta, Kartoffelnsalat w dwóch odsłonach, marmolada jabłkowa i wiele, wiele więcej. Do tego desery i rozmaite trunki. Za jedyne 25 reali życie potrafi być piękne!
Po posiłku ustawiam zachwyconych panów do zdjęcia z uroczą kelnerką w stroju ludowym. To co najbardziej rzuca się w oczy w tej części Brazylii, to właśnie europejska uroda mieszkańców. Nic dziwnego zatem, że jeden z moich towarzyszy podróży z miejsca zakochuje się w napotkanej w czasie zakupów lokalnej piękności.
Tych kilka godzin od przyjazdu upływa nam zatem szybko i w atmosferze dobrej zabawy. O szóstej po południu wreszcie możemy przestąpić próg piwnej świątyni. Nabożnie zajmujemy więc miejsce w głównej nawie, to znaczy, przy głównej ławie, blisko sceny, na której próbę już rozpoczęła miejscowa kapela. Powoli zaczynają też napływać inni goście, już to w kompletnych strojach bawarskich, już to w przypisanych zgodnie z płcią nakryciach głowy; otwierają się piwne ogródki. Po chwili na parkiet wychodzą pojedyncze pary tancerzy, wśród których dostrzegamy prawdziwych mistrzów. Ich pasja i figlarne podejście do tańca sprawiają, że nagradzamy ich gromkimi brawami. Generalnie jednak, pierwszy oktoberfestowy wieczór upływa nam leniwie jako rozgrzewka przed właściwym, wtorkowym świętowaniem. Choć początkowo wszystko zapowiada się podobnie, to już wkrótce Vila Germânica wypełnia się po brzegi kolorowym i rozbawionym tłumem. Lokalne kapele ludowe i zaproszone nawet z Niemiec zespoły prześcigają się w organizacji zabaw dla publiczności, a zmęczeni goście karnie ustawiają się w kolejkach po faszerowaną przepiórkę i pieczone ziemniaki, aby podreperować nadwątlone hulankami siły.
Ta noc rzeczywiście przypomina tę bawarską, choć znaną nam jedynie z telewizyjnych migawek. Szkoda, że wszystko, co dobre, szybko się kończy i kilkanaście kufli piwa później udajemy się na wypoczynek, by następnego dnia wyruszyć w drogę powrotną, zostawiając za sobą europejskie krajobrazy Santa Catariny i — ku rozpaczy męskiej części wyprawy — piękność ze sklepu z pamiątkami.

piątek, 9 października 2009

Najbardziej niemieckie miasto Brazylii

Wieczorną porą, po długiej jeździe — dosłownie i w przenośni — we mgle, zajeżdżamy wreszcie do hotelu w Pomerode, którego hasło promocyjne brzmi: „Najbardziej niemieckie miasto Brazylii”. Rzeczywiście, 80% ludności tego niewielkiego, liczącego niecałe 27 tysięcy mieszkańców miasteczka, jest pochodzenia niemieckiego, z czego większość wyznania luterańskiego. Skojarzenie nazwy ze swojsko brzmiącą Pomeranią jest jak najbardziej trafne, wszak osadę tę założyli w XIX wieku przybysze w Pomorza.

Do tej pory tutejsi potomkowie Pomorzan posługują się dialektem pomorskim, choć ten był zakazany za czasów prezydentury Getúlio Vargasa (w latach 1930-45 oraz 1951-54), oraz brazylijskimi odmianami innych dialektów niemieckich. Co ciekawe, jeden z mieszkańców Pomerode, którego matka pochodziła z Królewca, na wieść o tym, że ja również pochodzę z terenów dawnych Prus, zapytał, czy mówię po niemiecku. Jak widać, wiara w potęgę Niemiec jest tak silna, że przekroczyła Atlantyk.

Oprócz kilku muzeów, teatru miejskiego oraz licznych artystów, u których zakupić można tradycyjne wyroby rzemieślnicze, niemałą atrakcję tego miasta stanowi trakt historyczny z typową architekturą wiejską oraz dawnym poniemieckim cmentarzem, a także karczma Wunderwald, w której menu odnajdziemy między innymi Fritza i Fridę — danie, które z pewnością przeraziło niejedną, zamawiającą je, parę. Dość powiedzieć, że w jego skład wchodzi cała (sic!) pieczona kaczka. Jednak to, co najbardziej tradycyjne dla kultury niemieckiej, odnaleźć można w oddalonym o niecałe 30 kilometrów największym mieście regionu, Blumenau. Wyruszamy zatem na Oktoberfest.

czwartek, 8 października 2009

Brazylia europejska

Brazylia zaskakuje i fascynuje na każdym kroku. Tak ogromny kraj jest zróżnicowany nie tylko pod względem krajobrazów, ale także ludności. Wszak to kraj imigrantów, poza Portugalczykami, którzy skolonizowali ten zakątek kuli ziemskiej, nie brakuje tu także potomków innych nacji europejskich, które zaczęły napływać na kontynent południowoamerykański w XIX wieku. W niedzielne popołudnie szukałam śladów polskości w Kurytybie w stanie Paraná, by już w poniedziałek odkrywać uroki Oktoberfestu w stanie Santa Catarina, który upodobali sobie zwłaszcza osadnicy niemieccy. Ale od początku.

Kurytyba uważana jest za najbardziej polskie miasto Brazylii. Nietrudno to odgadnąć jadąc ulicą inżyniera Ostoi Roguskiego, spacerując wśród wiejskich chałup Lasku Ojca Świętego (Bosque do Papa), albo jedząc czerwony barszcz w restauracji „Krakowiak”. Oprócz tego, niewątpliwą ozdobą tutejszego Ogrodu Botanicznego jest rzeźba uosabiająca Miłość Macierzyńską, ufundowana przez społeczność polonijną.

Sama architektura miasta, ze Starym Miastem usytuowanym w centrum oraz z osiedlami jednorodzinnych domków skupionych przy uliczkach przecinających się dokładnie pod kątem prostym, również przywodzi na myśl miasta Europy. Charakterystyczna dla chłodniejszych klimatów iglasta roślinność dopełnia obrazu „polskiej” Kurytyby. Stąd wyruszamy dalej na południe na spotkanie z kulturą niemiecką.