Poranek w São Paulo zaczyna się około 5.30, choć do co najmniej 6.30 będzie jeszcze ciemno. O tej porze zaczynają się też pojawiać rozmaite mechaniczne słowiki i skowronki. Melodia mgieł nocnych płynie bowiem nie z gardeł naszych skrzydlatych przyjaciół, ale z głośników umieszczonych na dachach samochodów rozwożących po domach dobra wszelakie, od jaj, poprzez gaz do kuchenek i środki czyszczące, po lody. Każdy sprzedawca ma swoje własne niepowtarzalne nagranie. Czasem jest to romantyczna pieśń, innym razem zachęta w stylu radiowego DJ-a: E olha, Cândida Cândida Cândida Cândida Cândida, Dona Maria, detergente, amaciante, alvejante, veja, e cloro (w wolnym tłumaczeniu: Spójrz, środek czyszczący `Cândida´ dla każdej pani domu, detergenty, zmiękczacze i wybielacze).
Z początku, gdy jeszcze nie wiedziałam, cóż to za urocza melodia budzi mnie co rano, byłam zaintrygowana. Jednak, kiedy wytłumaczenie okazało się tak prozaiczne jak uliczny handlowiec (co ciekawe, najładniejszą melodię ma sprzedawca gazu), nie tylko straciłam zainteresowanie całą sprawą, ale podobnie jak wszyscy znani mi Brazylijczycy, zaczęłam mieć tego wszystkiego serdecznie dość. Z rozrzewnieniem wspominam więc naszego rodzimego sprzedawcę lodów, popularnie zwanego u nas w domu `bimbałem´. Przynajmniej był bezkonkurencyjny. I jeździł tylko w sobotę po południu.
piątek, 26 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O mnie
Z urodzenia olsztynianka, z zamieszkania paulistana. Zapraszam do odwiedzania mojego blogu, na którym podzielę się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami z życia w Brazylii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz