Samolot odlatuje z nowego terminala, pierwszy raz nie muszę jechać autobusem, tylko od razu z bramki wchodzę na pokład. Co za luksus! Mamy co prawda opóźnienie, ale podróż do Rzymu przebiega bez zakłóceń. W samolocie spotykam dwie olsztynianki, które po raz pierwszy wybrały się w podniebną podróż.
Schody zaczynają się dopiero na rzyskim lotnisku. Niestety to nie londyńskie Heathrow – nie ma tu co robić, zatem na trzy godziny dekuję się w McDonaldsie i rozwiązuję sudoku, które przezornie na tę okoliczność zabrałam ze sobą. Potem zwiedzam wszystkie terminale wzdłuż i wszerz. Gdy w końcu nadchodzi godzina odprawy, przeżywam małą niespodziankę. Aby dostać się do terminala C, muszę przejechać kawałek pociągiem. Na miejscu zaś okazuje się, że z bramki, którą mam podaną na bilecie, mogę polecieć do… Buenos Aires. Na szczęście szybko orientuję się w sytuacji. Przy okazji po raz kolejny cieszę się z wejścia Polski do Unii Europejskiej. Przez kontrolę paszportową przechodzę bezstresowo i – co więcej – bez kolejki.
Brazylijską atmosferę czuję już, czekając na odprawę. Do São Paulo poleci ze mną rozkrzyczana grupa Brazylijczyków. Dobrze, że będziemy lecieć w nocy – przynajmniej będą spać. Ich głośne zachowanie przypomina mi bowiem, jak bardzo jestem już zmęczona.
Brazylijską atmosferę czuję już, czekając na odprawę. Do São Paulo poleci ze mną rozkrzyczana grupa Brazylijczyków. Dobrze, że będziemy lecieć w nocy – przynajmniej będą spać. Ich głośne zachowanie przypomina mi bowiem, jak bardzo jestem już zmęczona.
Jestem chyba jedyną Polką na pokładzie samolotu. Oprócz mnie i brasileiros są jeszcze Włosi, Boliwijczycy, dwoje Nigeryjczyków. Dominuje język portugalski i… angielski. W tym języku porozumiewam się z moimi sąsiadami z rzędu i stewardesami. Na portugalski przyjdzie jeszcze czas.
Dwunastogodzinna podróż z Italii do Brazylii daje się we znaki i na miejsce docieram jak z krzyża zdjęta, co zresztą widać na załączonym obrazku. Jeszcze tylko odbiór bagażu - znów się udało, hura! Anegdotyczne jest już bowiem moje pojawienie się na warszawskim lotnisku bez bagażu, za to z łukiem od berimbau - i zaczynam przygodę życia.
I tym sposobem jestem tu, w São Paulo. Senhora Biata (znowu) w Brazylii:)
Komitet powitalny spisał się wspaniale:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz