piątek, 11 stycznia 2013

Vai SESI!

Brazylia może sobie i mieć najlepszą siatkarską reprezentację świata, ale rozgrywki klubowe Superligi wieją nudą. Z boiska i z trybun. Co prawda trudno osądzać całą ligę na podstawie jednego meczu, ale obawiam się, że jutrzejszy mecz, na który też się wybieram, tylko potwierdzi moje wczorajsze spostrzeżenia.

Ale od początku. Jako wieloletni zagorzały kibic siatkarski nie wyobrażałam sobie porzucenia przyjemności śledzenia sportowych zmagań w tej dyscyplinie. Mecze mojego olsztyńskiego AZS-u oglądam w internecie, ale odkąd dowiedziałam się, że w paulistańskiej drużynie SESI gra aż trzech reprezentantów kraju i w dodatku jednym z nich jest mój ulubieniec Murilo, nie mogłam sobie odmówić udziału w rozgrywkach na żywo.

 Serginho

Sidão

Jednak to, co zobaczyłam, zdecydowanie odbiegało od polskich standardów, do których jestem przyzwyczajona. Po pierwsze hala. Miejsc podobno zaledwie 800, usytuowanych na schodach lub "ogródkowych" plastikowych krzesełkach. Jedyne siedzenia z prawdziwego zdarzenia opatrzone zostały naklejką "SESI-SP" i przeznaczone są dla zawodników.



Po drugie — publiczność. Ludzi uzbierało się całkiem sporo, niektórzy przyszli w klubowych koszulkach, co jakiś czas wyrywały się nieśmiałe okrzyki "Vai SESI!", ale o kibicowaniu jako takim nie było mowy. Oklaskiwano udane akcje, ale miałam wrażenie, że większość przyszła tam z powodu bułek z parówką, którymi uraczyło się chyba 3/4 sali.

Zresztą sama gra siatkarzy przypominała mi raczej zawody polskiej drugiej ligi, które jako nastolatka obserwowałam bardziej z powodu młodych, przystojnych graczy. Mało tu było czystej gry, większość punktów zdobywana po błędach przeciwników. Brakowało tempa i spektakularnych akcji, znanych nie tylko z reprezentacyjnych popisów Brazylijczyków, ale nawet z naszego ligowego podwórka. Nie tego się spodziewałam, mimo iż wiem, że w Brazylii klubowa siatkówka stoi daleeeeeko za futbolem. A na dodatek mój ulubieniec Murilo akurat w tej kolejce pauzował.
 

 Murilo

No cóż, w myśl przysłowia "Nie oceniaj książki po okładce", jutro udam się na kolejny mecz, żeby przeczytać choć pierwszą stronę sagi pod tytułem "Superliga". Kto wie, może kolejny rozdział będzie ciekawszy?



2 komentarze:

  1. No to powodzenia! i zjedz bułkę z parówką;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bułka musi poczekać do następnego razu ;) Nie poszłam, bo padało...

    OdpowiedzUsuń