piątek, 21 maja 2010

Ilhabela znaczy Piękna Wyspa

Nawet mieszkając w głębi kraju wcale nie trzeba zazdrościć cariocas ich niczym nie skrępowanego dostępu do morza. Choć ci akurat twierdzą, że jest inaczej i że zapięci pod szyję, zestresowani i zabiegani paulistanos nie żywią do mieszkańców Rio ciepłych uczuć właśnie z tak niskich pobudek, mogąc na co dzień tylko pomarzyć o złotych piaskach.Prawda jak zwykle leży pośrodku i jest taka, że chociaż żaden paulistańczyk nie wyskoczy popracy na plażę, to w czasie weekendu i świąt — a tych ostatnich w Brazylii jest pod dostatkiem — znajdzie całkiem niedaleko prawdziwe nadmorskie oazy spokoju.

Jedną z nich jest niewątpliwie Ilhabela. To niewielka wyspa na oceanie Atlantyckim, administracyjnie przynależąca do stanu São Paulo, położona 135 kilometrów od stolicy stanu. Z lądu można się na nią przeprawić promem odchodzącym z malowniczego miasteczka São Sebastião.


Wysepka stanowi jedno z ulubionych miejsc wypoczynkowych paulistan, jednak ze względu na jej rozmiary wprowadzono tu ograniczenia w ruchu turystycznym. Nie musimy się zatem obawiać tłumów zakłócających romantyczną atmosferę tego miejsca.

Wieczorny wypad na plażę przy bezchmurnym niebie to nierzadko jedyna okazja do podziwiania gwiazdozbiorów półkuli południowej, a kolacja lub drink w barze na świeżym powietrzu to także doskonałe uzupełnienie miło spędzanego we dwoje czasu.

Ilhabela zadowoli zresztą nie tylko amatorów dobrej kuchni czy miłośników nastrojowych przechadzek brzegiem morza lub kamiennymi uliczkami z szeregiem sklepików z pamiątkami. To przede wszystkim wspaniałe miejsce dla poszukiwaczy przygód. Ci mogą sobie zafundować pieszą wyprawę do dzikiej plaży Bonete, traktem wiodącym przez dżunglę i zakładającym kilka przepraw przez progi wodospadów.

Do plaży Bonete prowadzi malowniczy trakt przez las atlantycki.

Niewprawni piechurzy mogą zaś wynająć samochód terenowy i udać się na przeciwległy do portu promowego brzeg wyspy, gdzie znajduje się uważana za najpiękniejszą plażę Ilhabela Praia de Castelhanos oraz największy wodospad Cachoeira do Gato.

Mniejsze kaskady rozsiane w różnych punktach wysepki służą jako naturalne baseny ze zjeżdżalniami. Jedynym mankamentem takiego wypoczynku nad wodą jest konieczność zabezpieczenia się przed komarami i o wiele bardziej krwiożerczymi i podstępnymi muszkami borrachudos. Gdyby nie to, Ilhabela z pewnością mogłaby konkurować o miano istnego raju na ziemi.

Małe wodospady służą jako naturalne zjeżdżalnie.

czwartek, 20 maja 2010

W Rzece Styczniowej

Rio de Janeiro odwiedziłam dwukrotnie podczas moich poprzednich wizyt w Brazylii. To prawdziwa turystyczna atrakcja, którą znajdziemy w każdym przewodniku. Przede wszystkim dlatego, że aby naprawdę posmakować kraju, absolutnie trzeba ją zaliczyć. A poza tym, nie ma nic bardziej romantycznego niż oglądanie panoramy miasta ze wzgórza Corcovado, kiedy za naszymi plecami dobrotliwie rozchyla swe ramiona Chrystus Zbawiciel (Cristo Redentor).

By dostać się na górę, możemy wybrać zabytkową kolejkę, która z mozołem pnie się na szczyt przez atlantycki las (Mata Atlântica) porastający wzgórze. Stanowi to okazję do zobaczenia rzadkiej roślinności, choćby owoców jaca, zwanych po polsku owocem chlebowca. Alternatywą jest podróż prywatną taksówką — wtedy kierowca zatrzymuje się w najatrakcyjniejszych punktach widokowych.

Statuę Chrystusa oglądać też możemy od strony Głowy Cukru (Pão de Açúcar), na którą wjeżdżamy kolejką linową. Przy słonecznej pogodzie i czystym niebie rozciąga się przed nami wspaniały widok, ale równie malowniczo i pięknie wygląda Rio, przykryte pierzyną z chmur.

Po takiej niemal górskiej wyprawie warto jeszcze przespacerować się do Praia Vermelha, znajdującej się u podnóża Głowy Cukru, minąć pomnik Fryderyka Chopina i udać się na przechadzkę szlakiem spacerowym, gdzie nie tylko możemy znaleźć okazy pau-brasil — drzewa, od którego swą nazwę wzięła Brazylia, ale także przy odrobinie szczęścia ucieszyć oko widokiem marmozet (micos), buszujących wśród konarów.
Rio de Janeiro nie wymaga w zasadzie dalszych rekomendacji. I tu akurat zbaczanie z turystycznych ścieżek nie popłaca, a i te nie zawsze należą do bezpiecznych. Uważać trzeba zwłaszcza na najsłynniejszej plaży świata, Copacabanie. O wiele piękniejszą, zdaniem wielu, plażą jest zresztą sąsiednia Ipanema. Warto wybrać się tu na minipiknik na skale Arpoador, aby obserwować zmagania surferów i podziwiać charakterystyczną linię wzgórza Dwóch Braci (morro Dois Irmãos).
Z atrakcji kulinarnych trzeba na pewno wypróbować água de coco, wspaniałą na letnie upały wodę kokosową pitą prosto z orzecha. Ma ją w ofercie każdy bar przy plaży. Po wypiciu napoju można też poprosić kelnera o rozbicie skorupy tak, aby móc wyjeść z niej kokosowy miąższ.
Mimo wszystko, Rio de Janeiro nie będzie nigdy moim ulubionym miejscem. Choć z wierzchu piękne i okraszone beztroskimi uśmiechami cariocas, jest także przygnębiające, a wspaniałe pejzaże mieszają się z na pozór równie malowniczymi widokami dzielnic biedy, favelas. Te pierwsze przekonały władze sportowe o przyznaniu miastu dwóch ważnych imprez, Mistrzostw Świata w piłce nożnej i Letnich Igrzysk Olimpijskich. Teraz przed władzami Rio stanie nie lada wyzwanie: jak sprawić, by te drugie nie zakłóciły zarówno atmosfery, jak i przebiegu sportowych zmagań. Czas pokaże, czy tym razem Chrystus na wzgórzu Corcovado będzie równie miłosierny.